Wstałam o godzinie 9:30. Nie mogłam doczekać się meczu, który mieliśmy rozegrać o 16:00. Ubrałam się i zeszłam na śniadanie. W kuchni nikogo nie było, brat pewnie spał, a rodzice byli w pracy. Pomyślałam, że zrobię Mateuszowi śniadanie, może zgodzi się podwieźć mnie na mecz. Nie jestem najlepszą kucharką, moje zdolności ograniczają się do zrobienia jajecznicy. Jak kończyłam robić śniadanie, brat już zszedł na dół.
-Siostra,co chcesz? Niecodziennie robisz mi śniadanie, więc o co chodzi?
-Ale ty jesteś podejrzliwy. Chodź siadaj i jedz. Wiesz...w sumie to mam do ciebie pewną sprawę. Podwieziesz mnie dziś na Emirates Stadium na mecz towarzyski? Proszę, zgodzisz się?
-Hmm,za takie śniadanie nie mogę ci odmówić. Pewnie że mogę cie podwieść.
-Jesteś najlepszym bratem na świecie.
-Wiem -Wstał pocałował mnie w czoło i odłożył talerze do zlewu. W progu obrócił się jeszcze -Na którą masz tam być?
-Na 15:30 bo o 16:00 jest mecz, jeśli będziesz chciał to możesz zostać i popatrzyć.
-Nie, dzięki, muszę jeszcze coś załatwić na mieście. -Zniknął za rogiem a ja dokończyłam śniadanie i pozmywałam naczynia.
Wróciłam do pokoju i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Puściłam na głośno radio, zaczęłam tańczyć i sprzątać pokój. Kiedy jakąś piosenkę znałam lepiej, to nawet śpiewałam . Po około godzinie skończyłam sprzątać i poszłam wziąć prysznic. Potem przebrałam się. Wyjęłam z szafy moją sportową torbę i spakowałam potrzebne rzeczy. Do mojego pokoju wszedł Mateusz.
-Możemy już jechać?
-Tak, jestem już gotowa.
Byłam bardzo tym podekscytowana, chociaż jadąc z moim bratem nie wyrażałam za bardzo swojego zachwytu. Jedynie wymieniliśmy kilka słów, kiedy już wychodziłam z auta.
- Powodzenia.
-Dzięki.
-Przyjechać potem po ciebie?
-Tak, bądź tu o 18:00. Muszę lecieć, pa!
-Pa!
Po tej wymianie słów nie minęła nawet minuta, a już byłam w szatni. Kiedy byłyśmy już przebrane i gotowe, jedna koleżanka o imieniu Nicole zaczęła mówić:
-Gotowe?
-Oczywiście - wykrzyknęłyśmy jednocześnie, a kiedy staliśmy przed wyjściem na murawę z drużyną Arsenalu odezwał się do nas Wojtek:
- Nie zapomniałyście o zakładzie? - zapytał z uśmieszkiem na twarzy, a ja na to zaśmiałam się i odpowiedziałam:
-Oczywiście, że nie! Zobaczysz, będziesz zdziwiony - przybiłam w tym samym momencie piątkę z Cher i znów się zaśmiałam. Na twarzy Wojtka także był uśmiech i dodał:
- Zobaczymy, zobaczymy... Nie byłbym tego taki pewien.
Zamiast słuchać Wojtka przyglądałam się jego twarzy. Lubię jak on się uśmiecha... yyy, o mój boże, co ja sobie myślę! Na mojej minie wylądowało zdziwienie i postanowiłam skupić się na tym, co się zaraz wydarzy. Moją minę oczywiście musiał zauważyć Wojtek. Zapytał tylko:
-Co się stało?
-Nie, nic się nie stało.
Po tym co powiedziałam wyszliśmy wszyscy na murawę. Nie mogłam uwierzyć dalej, że gramy z Arsenalem Londyn.
*********************
Kiedy rozbrzmiał dźwięk gwizdka sędziego, rozpoczął się mecz. Przez pierwsze 20 minut nic się nie działo. W końcu mając koło nóg piłkę zaczęłam pędzić z nią jak tylko mogłam. Wiedziałam, że z męską drużyną piłkarską nie będzie łatwo, ale i tak nie poddawałam się. Dawałam się z siebie wszystko. Pędząc tak, dogonił mnie Kieran Gibbs i próbował mi odebrać piłkę, ale ja postanowiłam podać piłkę Angelinie. Część piłkarzy Arsenalu było blisko jej, ja się trochę oddaliłam, ale zbliżyłam się do bramki. W końcu idealnym podaniem do mnie, piłka była pod moimi nogami i bez problemu kopnęłam mocno w piłkę, która wpadła do bramki. Szczęsny był bez szans.
Nie wiedziałam co się dzieje, całą moją drużyną ogarnęło radość, a jak spojrzałam raz na naszych kibiców,to nazwałabym to totalnym szaleństwem. Ta radość trwała jakby długo, ale tak naprawdę krótko. Niedługo po tej bramce zakończyła się pierwsza połowa. Nie było doliczanego czasu.
Tym razem Arsenal rozpoczął drugą połowę. Niecałe dziesięć minut później po długim podawaniu sobie nawzajem piłki między jednym piłkarzem, a drugim piłkarzem drużyny przeciwnej ze swojej połowy przemieścili się na naszą. Pędzili nie wiadomo jak szybko. Podejrzewałam, że nawet szybciej niż ja, przy naszej pierwszej bramce. Po chwili futbolówka trafiła do Theo Walcotta, on szybko poszybował pod nasze pole karne. Z pewnością siebie oddał doskonały strzał. Stojąca na bramce Lea nie miała szans. W tym samym czasie na Emirates Stadium rozbrzmiewał się potężny, radosny krzyk piłkarzy Arsenalu jak i ich kibiców.
Pomyślałam, że musimy się w końcu wziąć w garść. Jakoś ta druga połowa nie zaczęła się dla nas dobrze...
Niestety, była już 80 minuta i nie udało nam się strzelić jeszcze jednej bramki. Nie chciałam się poddawać, ale było naprawdę trudno. Z coraz każdą minutą napięcie rosło, bo już dużo razy Arsenal atakował naszą drużynę. Naszą deską ratunku była Lea(ta na bramce). Gdyby nie jej refleks i dobre umiejętności, to byśmy już na pewno przegrywały. W 85 minucie jeden z Kanonierów, Lukas Podolski, ruszył na naszą bramkę. Ja i wiele moich koleżanek za późno się ocknęłyśmy, by ruszyć na pomoc Lee. Jedynie Cher zdążyła dobiec do niego, ale w sprytny sposób nie dał się pokonać Cher i został sam na sam z Leą. Ona zaś nie dała rady tego obronić.
Kolejny raz na Emirates Stadium słychać było potężny ryk kibiców Arsenalu. Co ja sobie wtedy pomyślałam. 85 minuta, a my przegrywamy z Kanonierami 1:2!!! Starałam się do końca meczu podążać za piłką, ale to nic nie dawało. Arsenal nie chciał jej oddawać za wszelką cenę. Na całe szczęście, przez jedno złe zagranie piłkarza Arsenalu, nasze nadzieje na zdobycie bramki wróciły. Z tą piłką pędziła Cher, jednak w pewnej chwili obrońca Arsenalu Londyn, chciał jej przeszkodzić. Niestety zakończyło się to faulem, ale jak podeszłam bliżej okazało się, że Cher wyje z bólu. Doznała kontuzji i musiała zejść z boiska. Piłkarz, który ją faulował, czyli Gibbs, dostał czerwoną kartkę. Sędzia podyktował dla nas rzut karny i to ja miałam stanąć sam na sam z bramkarzem, Wojtkiem Szczęsnym. Dziwnie się czułam, bo jeszcze niedawno z nim gadałam, a teraz muszę stanąć na przeciwko niego i spróbować strzelić bramkę. No cóż... Wzięłam potężny oddech i po usłyszeniu gwizdka wpakowałam piłkę do siatki.
Cały Emirates Stadium oszalał!
Jedni się cieszyli moją kolejną bramką, a drudzy myśleli, czemu wynik 1:2 nie mógłby zostać do końca meczu. Nie ogarniałam co się dzieje na murawie. My cieszyłyśmy się tak, jakbyśmy coś brały, a miny Kanonierów nie była za bardzo wesołe...
Jakieś pół minuty po naszej radości ze zdobytej drugiej bramki zakończył się mecz. Był on naprawdę niesamowity.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz